Witam serdecznie każdego przechodnia, który przez chwilę zechce podążyć ze mną Mon Chemin.

Soyez les bienvenus

piątek, 26 lutego 2010

W oczekiwaniu na wiosnę :)










Już nie mogę się doczekać pierwszych prawdziwie wiosennych, czyli ciepłych promieni słońca. Kiedy będziemy mogły pobiegać z Julą po parku w lekkich wiosennych ubrankach bez potrzeby "abrigowania się", jak mawiają Hiszpanie. (Dla niewtajemniczonych "abrigarse" znaczy tyle samo co w naszej pięknej acz niełatwej polszczyźnie "okutać się"). Marzymy o delikatnych i przewiewnych strojach i równie lekkich powiewach wiatru (mówię za nas obie, bo wiem jak Jula nie lubi nakładania tych wszystkich warstw "na cebulkę") . W sercu wiosna tuż, a za oknem niestety leżące ciągle pozostałości brudnoszarego śniegu. Wierzę w moc sprawczą pragnień i nie przestaję myśleć o nadejściu WIOSNY.
A w oczekiwaniu popełniłam wczoraj komplet kolczyków, które może wyjątkowo wiosenne nie są, ale promiennie rozjaśniają twarz refleksami. Mam nadzieję, że się spodobają :)

wtorek, 16 lutego 2010

w pewien popołudniowy dzień zimowy...

*** wybrałam się z Córuchną na cokilkumiesięcznonieregularne szczepienie. Najpierw odwagi i sporej dawki wyobraźni wymagało dojście do furtki naszego osiedla. Służby odpowiednie uprzątnęły chodniki odpowiednio ;) , niestety przy okazji tworząc fałdy ubitego śniegu "na uboczu" (czytaj gdzie się udało wcisnąć). Rezultat wiadomy, przejście poza wcześniej wyznaczonymi "trasami" niezalecany. Z mniejszym i większym trudem dotarłyśmy do przystanku a z niego do przychodni (minęły bezpowrotnie te czasy, kiedy to dojście do ww przychodni zajmowało nam pięć minut; po przeprowadzce musimy dojeżdżać autobusem. Ale nie marudzimy, bo mieszkanko rekompensuje "todo").
Teraz Kruszynka śpi słodko a ja biegnę do kuchni przygotować coś do przekąszenia bo ossssszaleję z głodu. A jeszcze zajęcia zgotować, ola boga!!

czwartek, 11 lutego 2010

Ferie, ferie i po feriach : *

Nawet nie zauważyłam kiedy minął tydzień spędzony z Dziadkami we Włodawie. Tak było miło :D Codzienna porcja czułości, miłości, śmiechów, zabawy... Były spacery po parku, wprowadzenie do dekupażu i malunki pędzelkami Babci Jadzi (do pary z nieustannym pokrzykiwaniem "ba-ba, ba-ba, ba-ba"), wspólne oglądanie MiniMini z Dziadziem Mundkiem ("dia-dia" ;)), uganianie się za kotem w towarzystwie Dziadzia Rysia i podziwianie biedronek z Babcią Krysią... Ogólnie tydzień peeeełen emocji i bardzo pozytywnych chwil. Jedyne co przeszkadzało to brak Taty. Zostawił nas w niedzielę, bo musiał wrócić do pracy, ale "urwał" jeden dzionek i przyjechał w piątek koło południa. Dokładnie w chwili usypiania na huśtawce. Piskom i Radości nie było końca. Oczywiście nie było też mowy o spaniu. Mamy w tym czasie nie było. Wyrwała się do fryzjera i zafundowała sobie "a new look".
Na blogu pewnej sympatycznej trzydziestki w kawałkach (pozdrawiamy i ściskamy) przeczytałam, że Zosiaczek dostała nową zabawkę, dużego dmuchanego osiołko-konika (czy cuś podobnego). Już nie możemy się doczekać pobrykania na ww. zwierzęciu przy najbliższej okazji odwiedzinowej.
My ze swej strony zapraszamy na buju-buju huśtawkowo-piłkowe, ponieważ ostatnio przywieźliśmy z Włodawy GIGANTYCZNĄ piłę do brykania i kicania. Pod warunkiem, że rodzicom nie zabraknie siły z rękach.

Przesyłamy moc całusów wszystkim Dziadzio-Babciom i przyjaciołom, nie tylko ze śreniawitów ;)
Do przeczytania, papatki